Ahoj przygodo!

I po raz kolejny w życiu wyruszam z bezpiecznej jaskini na otwarty ocean …

„Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj…”

Mark Twain


Sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem…

Po dwudziestu latach mojego prawie monogamicznego ;>) związku z psychologią na Uniwersytetem Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, rozpoczynam kolejną podróż mojego życia. Na własnych warunkach, na własnym jachcie, niby w nieznane. Czyżby?

Odwiązałam cumy stałej pracy na etacie, żagle powoli wypełniam wolnością działania, serce ufnością, że moje doświadczenie, wiedza i wartości pozwolą mi ominąć mielizny i nomen omen dla żeglarza psychologa – podwodne góry lodowe, by żyć pełniej, pomagać skuteczniej i ciągle ku swemu zdumieniu odkrywać i kreować wizję i misję, którą w sobie niosę.


Z UKW związałam się dokładnie 20 lat temu – w 1999 roku.

 Kiedy po kilku próbach odnalezienia siebie w różnych zawodowych obszarach życia podjęłam studia psychologiczne w kierunku psycholog. Wcześniej na trzecim roku przerwałam studia prawnicze, wstrząśnięta brutalnością prawa międzynarodowego, a także zniesmaczona kulisami tworzącej się wtedy polityki w Polsce. Miałam zostać kandydatką na posłankę jednej z nieistniejących już dzisiaj partii politycznych. Odkryłam wtedy, że swoim światem wartości nie potrafię się wpisać w ten prawny, wieloznaczny etycznie obszar rzeczywistości.

Uciekłam wtedy gwałtownie od prawa, w moją drugą pasję – sztukę. Rozpoczęłam studia artystyczne – projektowania i kreacji mody  i zaangażowałam się w tworzący się rynek modowy wolnej Polski. Przez jakiś czas żyłam z tworzenia artystycznej odzieży do galerii sztuki. Stworzyłam też  małą pracownię modową, która jednak na szczęście dla mnie, z powodu niewłaściwego doboru wspólnika, przestała być moja przed jej uruchomieniem. Na szczęście dla mnie, bo szybko zrozumiałam, że pret a porte a nawet hout cuture to dla mnie za mało, zbyt powierzchownie, że szukam czegoś więcej. Zrozumienia natury ludzkiej, mechanizmów funkcjonowania psychiki.


Szukałam głębokiego rozwoju osobistego.

Wybierałam się w podróż w głąb siebie, w głąb ludzkiej psychiki. I wtedy, jako nieco podstarzała już studentka odebrałam indeks pierwszego roku psychologii. Dlaczego w Bydgoszczy? Bo ujęła mnie życzliwość i szacunek, z jakim ówczesny dyrektor Instytutu Psychologii prof. Roman Ossowski witał się z kierownikiem ds. ochrony mienia – niejakim Barrym – owczarkiem niemieckim :>) Serio!!  No i psycholog Bydgoszcz – brzmi dumnie. Dotąd studiowałam na dużych uniwersytetach – UMK i UJ,  na których na jednym roku studiowało 1000 anonimowych studentów a tu pies był witany przez dyrektora.

I tak rozpoczęła się moja przygoda z psychologią, moja podróż w głąb umysłu, moja droga do siebie. Kroczę nią konsekwentnie od wielu lat, towarzyszę też ludziom w ich procesach rozwoju osobistego – uzdrawiania traum i zranień, budowania poczucia własnej wartości, odzyskiwania wolności i zaufania do siebie i życia. Psychoterapia pochłonęła mnie bez reszty. Mam fascynujący i satysfakcjonujący zawód i ogromną wdzięczność wobec ludzi , którzy codziennie powierzają mi swoją intymność byśmy razem mogli odkrywać nieznane obszary ich wnętrza i oswajać zamieszkujące je demony, które stają się najczęściej przemiłymi, choć pełnymi mocy i siły smokami ;>)


Anna Freud powiedziała kiedyś,

że każdy proces psychoterapii, jest jak zdobywanie nowej góry. Psychoterapeuta to przewodnik, który zna góry, przeszedł wiele szlaków, ma doświadczenie. Jednak w zdobywaniu tej właśnie góry będzie uczestniczył po raz pierwszy. Dla obojga ta góra jest dotąd nie zdobyta. Wdzięczna jestem wszystkim osobom, które zaprosiły mnie do wspólnej podróży i zaufały, że będę pomocna i niezawodna. Dzięki nim mogłam przeżyć o wiele więcej niż mogłabym doświadczyć przeżywając tylko swoje życie. Ważnym elementem mojej pracy jest psychoterapia dziecka.

Ten blog powstał po to, byśmy mogli wraz Zespołem Domu Uważności dzielić się swoim doświadczeniem, wiedzą i historią ze wszystkimi, którzy chcą iść w nasze ślady zawodowe, Dla moich studentów, stażystów, a także dla tych, którzy chcieliby powierzyć mi swój ból, niepokój i troski.


Rozwiń żagle i płyń.


Pewnego pięknego,

dnia młody żeglarz wyruszył samotnie w morze. Płynął sobie spokojnie, ciepła bryza otulała jego twarz, wiatr miarowo dął w żagle a słońce powoli chyliło się ku zachodowi.  Żeglarz wychylał się poprzez burtę i przyglądał, podwodnym roślinom i zwierzętom, patrzył jak ławice srebrnych rybek przepływały pod łodzią, jak meduzy rytmicznie i z wdziękiem poruszały swoimi przeźroczystymi ciałami, a także jak duże drapieżne ryby polowały na swoje ofiary. Czasami podpływały radośnie do łodzi rodziny delfinie.


Powoli rozpoczynał się zmierzch.

I żeglarz chciał przygotować się do snu, jednak poczuł, że coś w przyrodzie wokół zaczyna się niepokojąco zmieniać, fale stają się coraz większe i silniejsze a wiatr coraz mocniej wieje w żagle. Przestraszył się i nerwowo zaczął zwijać żagle, nie mógł odczepić liny i musiał długo się z nią szarpać by zwolniła uchwyt. Rosło w nim przerażenie i wściekłość. Przechylając się przez burtę , zobaczył swoje odbicie w mocno już zmąconej wodzie , zobaczył, że jego twarz jest wykrzywiona i pomarszczona, na początku w ogóle się nie rozpoznał. Jednak przez chwilę skupił się na swoim odbiciu i zobaczył siebie jako odbicie otaczającej go przyrody.


W tej chwili uświadomił sobie,

że jego oddech podobnie jak szalony wiatr, który chce zerwać żagle – rwie jego płuca , że jego serce wali jak fale uderzające o burtę , że zalewają go uczucia wobec których jest bezsilny jak łupinka jego łodzi – wobec potęgi oceanu.  Wtedy kolejna wielka fala zepchnęła go z pokładu łodzi i powoli, powoli opadał na dno oceanu. W ogromnym podnieceniu obserwował wszystko wokół i widział, że im głębiej opada tym większa cisza i spokój panuje. Uświadomił sobie, że sztorm muska tylko powierzchnię oceanu.


Dotarł na samo dno oceanu,

zobaczył tam domek w kształcie kajuty. Pomyślał: chyba umarłem, ale skoro nadal jestem świadomy to zajrzę do środka. Postanowił wejść do kajuty, a tam na fotelu przy kominku, siedział stary kapitan i palił fajkę. Zaprosił młodego żeglarza, wskazał mu fotel naprzeciwko, zaproponował coś na rozgrzewkę i rozpoczął:

 „Mój drogi, dusza jest jak ocean. Na dnie każdej duszy, w samym jej środku, istnieje taka przestrzeń, w której zawsze jest cisza i spokój. Jeśli tam dotrzesz to będziesz mógł oglądać cały ten sztorm, podziwiając jego piękno i potęgę bez lęku – z innej perspektywy.

Wybrałeś się tutaj przypadkowo – nieświadomie, szukając dla siebie ratunku. Teraz już wiesz, gdzie mieszka twój kapitan. Wracaj więc na pokład swojego statku i chroń go , by nie zatonął.”


Żeglarz zrobił to, co mu kapitan kazał.

Gdy powrócił i gdy się na chwilę skupił, znowu usłyszał głos kapitana.  „Popatrz wokół, jednak nie martw się tym na co nie masz wpływu, troszcz się o to co zależy od ciebie. Rób to co możesz zrobić.  Dlaczego pozwalasz, by twój oddech na wzór sztormu szarpał twoje ciało, pozwól mu wrócić do normalnego tempa, skup się na tym, by był łagodny i niewymuszony, jak fala na oceanie w spokojny dzień – rytmiczna i harmonijna.”

 Młody żeglarz usłyszał, mimo sztormu, głos swojego starego kapitana i powoli zaczął uspakajać swój oddech. Czasami zapominał o oddechu, gdy ogromna fala usiłowała przewrócić łódkę – to było jak walka z oceanem , gdy uspakajał oddech wszystko wokół cichło, gdy o tym zapominał, jego uwaga wracała do sztormu i wszystko  z powrotem nasilało się. Jednak walczył o uwagę , walczył by panować nad tym, nad czym ma władzę – nad swoim spokojnym oddechem.


I gdy się tak zmagał ze swoim wnętrzem,

pragnąc kontrolować rytm swojego oddechu, nawet nie zauważył, że skończył się sztorm. Wschodzące słońce zaczęło osuszać i ogrzewać jego mokre  i zziębnięte ciało, oraz spływające po policzkach krople słonej wody a może łzy radości. Przeżył tę burzę , był wdzięczny swojemu kapitanowi, za opiekę i przejęcie dowodzenia.

Wiedział już teraz, że jest, w jego duszy takie ciche i spokojne miejsce, gdzie mieszka ten stary, mądry kapitan, który przeżył już niejedną burzę i zna ocean. Jednak głos jego jest tak cichy, że aby go usłyszeć , trzeba sprawić by oddech stał się cichy, spokojny, długi i głęboki.

Pozdrawiam,

dr Joanna Lessing-Pernak

Jeśli mój artykuł zainspirował Cię, to napisz proszę komentarz.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *